Ogień wybuchł w poniedziałek rano, ale nadal się rozprzestrzenia. Do tej pory spłonęło ponad 6 tys. hektarów parku. Pożar zagraża również okolicznym wsiom. Strażacy mówią o kilkunastu ogniskach. Przez moment dym było widać aż w Białymstoku.
— Wczoraj o mało wieś się nie zajęła. Sytuacja wygląda tragicznie. Wszędzie jest czarno. (…) Susza, brak śniegu, brak wody, wszystko jak pieprz suche. Człowiek tylko czeka, kiedy to zacznie gasnąć – mówi Tomasz Jędrzejczak, sołtys wsi Dawidowizny.
W akcji uczestniczy kilkanaście zastępów straży pożarnej oraz samoloty Lasów Państwowch.
— Płoną hektary bezcennych, chronionych bagien, łąk i lasów (…) To wygląda jak inna planeta. Wypalone kępy, wszędzie szaro, widać uciekające łosie, dziki i sarny – relacjonuje dla portalu WP jeden ze strażaków.
Zobacz również: Dubrownik: ulica Stradun zarasta trawą
O pomoc dla walczących z żywiołem apeluje Andrzej Grygoruk, dyrektor parku. Na miejscu brakuje m.in. tłumic do ręcznego gaszenia, motopomp, a nawet paliwa na dojazdy do pożarów.
— Ochotnicy dniem i nocą z narażeniem życia walczą z ogniem w dolinie Biebrzy. Ale rozmiar tragedii i ilość wyjazdów powoduje zużycie najpotrzebniejszych sprzętów do gaszenia – napisał.
Ostatnio do zdarzenia o podobnej skali doszło w 2002 roku. Spłonęło wtedy 2,5 tys. hektarów parku.
Źródło: Wirtualna Polska