Zobaczyć Neapol i umrzeć – ku pamięci Diego Maradony

Neapol się kocha lub nienawidzi, nie ma czegoś pośrodku. Stolica Kampanii jest bramą do innego świata, domem pizzy, włoskim centrum szaleństwa i chaosu. Miasto jest od zawsze niechciane i niekochane. Wczoraj odszedł patron i bóstwo tych niekochanych – Diego Armando Maradona.

Spacerując ulicami Neapolu, możemy odbić wąskimi uliczkami w prawo od centrum, w kierunku wzgórza Vomero. Wąskich uliczek jest tu pełno, kamienice wiją się jedna obok drugiej, a pranie wiszące na balkonach wisi w maksymalnie z 10 centymetrów od siebie. Ulica imienia Emanuele de Deo jest jednak wyjątkowa w tym wszystkim. Już na sam początek możemy minąć stragany z gadżetami poświęconymi lokalnej świętości-drużynie piłkarskiej SSC Napoli. Im wyżej będziemy iść, tym więcej flag zwisających z balkonów i okien będzie się okazywać naszym oczom. Więcej niebieskiej symboliki, specyficznych małych ołtarzyków. Po przejściu niespełna 500 metrów ukazuje nam się prawdziwa świętość i duchowe centrum Neapolu-mural Diego Maradony.

Jest on licznie odwiedzany przez turystów z całego świata. Znajduje się tam muzeum tego argentyńskiego piłkarza. Są w nim różne gadżety, zabytkowe koszulki, oraz tandetne pamiątki na sprzedaż. Jest też parę stolików i możliwość zakupu piwa lub innych napojów. Tuż obok siedzi zawsze kilku starszych neapolitańczyków i pilnuje tego miejsca. Siedzą tam, pod obrazem ich Boga, opiekuna i najważniejszej osoby dla tożsamości współczesnych neapolitańczyków.

Nie wszyscy jesteśmy fanami piłki nożnej, ale chyba każdy z nas słyszał o Diego Maradonie. Legendarny argentyński piłkarz, zdobywca mistrzostwa świata o 1986 z reprezentacją Argentyny i największa legenda stołecznego klubu. Autor symbolicznej „ręki Boga” oraz jednych z najpiękniejszych bramek w historii futbolu. Porywał tłumy, jego występami żył cały Neapol lat osiemdziesiątych. W całym mieście problemy i sprawy codziennie schodziły na dalszy plan, gdy nadchodził dzień meczowy. Liczył się tylko kolejny występ Napoli, liczył się tylko kolejny gol „El Dieza”.

To on przywrócił dumę mieszkańcom z bycia neapolitańczykom. Zawsze wyśmiewani, wytykani przez całą resztę Włoch. Nazywani „Afryką Europy”, potrzebowali swojego ambasadora. Maradona pokazał im, że można być wielkim neapolitańczykiem i być z tego dumnym. Bo tutaj to było coś więcej niż pochodzenie, to było naznaczenie na całe życie. Dotąd, te wszystkie chaotyczne ulice, chodniki w stołach i ludziach grających w karty, trudna rzeczywistość i brud południa Włoch-wszystko to naznaczył Diego Maradona. Może nie jest najlepsze miasto, ale jest nasze, i nikomu naszej dumy nie oddamy-uświadomił Diego.

Ta duma nie mija przez kolejne pokolenia. Świat się zmienia, ale Neapol jakby wciąż stał w miejscu. Wciąż pamięta o pięknych momentach i najlepszych chwilach. Ludzie w domowych ołtarzach mają zdjęcie Maradony nie Jezusa, bo to jest dla nich Bóg, który zszedł na ziemie.

Brud tych ulic i górujący nam miastem Wezuwiusz zawsze będą mieć w go w pamięci. Jeśli kiedykolwiek będziecie lub byliście w Neapolu-czuć tam jego obecność. Santo Diego to symbol Neapolu i jego największa legenda.

Dziś w SSC Napoli występuje dwóch Polaków: Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik.

Zdjęcia: Bartosz Jaglarz, Neapol, 19 sierpnia 2020.

Autor:

Bartosz Jaglarz

Student dziennikarstwa, reportażysta i podróżnik. Fan motorsportu, pilot wycieczek turystycznych na Bałkanach i miłośnik podcastów, które sam również robi. Z turystyką związany od wielu lat, z wykształcenia technik obsługi turystycznej, gigantyczny gaduła i entuzjasta budownictwa z bloku wschodniego.