27 krajów w 400 dni – Filip Adamus i jego podróż dookoła świata [WYWIAD]

400 dni – tyle trwała podróż dookoła świata Filipa Adamusa, podczas której odwiedził łącznie 27 krajów położonych na 6 różnych kontynentach. Aby móc zrealizować ten cel, porzucił on pracę w PZPN-ie, w którym tworzył m.in. projekt Łączy Nas Piłka. W wywiadzie dla nas dzieli się swoimi doświadczeniami z podróży i niezapomnianymi przygodami, również tymi ekstremalnymi jak chociażby wspinaczka na Stairway to Heaven na Hawajach.

Stairway to Heaven na Hawajach, foto: Filip Adamus

Dzielnica Ngor w stolicy Senegalu, Dakarze, foto: Filip Adamus

Train Street w Hanoi w Wietnamie, foto: Filip Adamus

Rainbow Mountain w Peru, foto: Filip Adamus

Wiktor Kusak: Jak się czujesz po powrocie do Polski?

Filip Adamus: Czuję się, jakby nie było mnie trzy tygodnie. Wyjeżdżając z Polski wiedziałem, że mam pomysł na podróż dookoła świata, która ma trwać około roku i ma objąć jak najbardziej różnorodne rejony globu. Jednocześnie wiedziałem, że tu wrócę – że nie chcę być podróżnikiem, który ma mnóstwo zdjęć, pamiątek, ale nie za bardzo ma komu ich pokazać. Zależało mi na powrocie do siebie, po prostu. Dlatego w trakcie podróży byłem w stałym kontakcie z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi z Polski – na bieżąco wiedziałem, co się u nich dzieje, a oni wiedzieli, co dzieje się u mnie. Stąd tak miękkie lądowanie mimo ponad roku nieobecności.

Skąd pomysł na taką podróż?

Ja lubię robić w życiu nowe rzeczy i podejmować nowe wyzwania. Po sześciu latach pracy w PZPN-ie, w tym po trzech latach w sztabie reprezentacji Polski, zadałem sobie pytanie, czy doświadczę jeszcze czegoś nowego. Do głowy jednocześnie coraz bardziej pukał pomysł dłuższej podróży po świecie. I w końcu zdałem sobie sprawę, że podczas takiej wyprawy zobaczę i przeżyję znacznie więcej. Ostatecznie przekonała mnie myśl, że powinienem spróbować zrealizować to teraz – w bardzo sprzyjającym momencie mojego życia prywatnego i zawodowego – a nie odkładać tego pomysłu na później.

Wspomniałeś o pracy w Polskim Związku Piłki Nożnej, w którym tworzyłeś m.in. projekt Łączy Nas Piłka. Nie żal było Ci zakończenia tej współpracy?

Oczywiście, bardzo mi było żal. Praca w sztabie reprezentacji była niezwykłym doświadczeniem. Dla mnie jako kibica i pasjonata piłki nożnej, to było zrobienie czegoś, co tkwiło w mojej głowie od wielu lat – mniej więcej od mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. Pamiętam, jak oglądałem wtedy – jako niespełna 17-latek – film dokumentalny z wnętrza polskiej drużyny, pokazujący obrazki z przedmeczowych odpraw, z szatni. I pomyślałem, że chciałbym kiedyś chociaż przez kilka dni zobaczyć, jak to funkcjonuje od środka. I to się udało. Decyzję o podróży dookoła świata podjąłem mniej więcej pół roku przed jej startem – najpierw poinformowałem o niej rodzinę i przyjaciół, kilka tygodni później swoich pracodawców i kilka miesięcy później ruszyłem. Od tamtej chwili ani razu nie przyszło mi do głowy, że był to zły pomysł.

Przed wyjazdem miałeś wszystko zaplanowane od początku do końca?

Nie, to praktycznie w ogóle nie było zaplanowane. Miałem tylko ogólne założenia: podróż dookoła świata, trwająca około roku, pełna kontrastów. Moim celem było dotrzeć do wielu regionów mocno różniących się od siebie. Wyruszając z Polski 1 stycznia 2022 roku, miałem tylko jeden zarezerwowany lot – z Warszawy do Mombasy w Kenii. Dalej nie wiedziałem dokładnie, co będę robił. Miałem pewien zarys trasy, ale podchodziłem do niego bardzo elastycznie – często ulegał zmianom.

Jaka była najbardziej niebezpieczna sytuacja, w jakiej znalazłeś się podczas tej podróży?

Chciałbym od razu podkreślić, że świat jest naprawdę bezpieczny. Absolutna większość ludzi, których spotykasz na swojej drodze – 99,999% – serio bezinteresownie pomoże, abyś zrealizował swoje plany, dotarł do celu cały i zdrowy. Niestety, wszędzie na świecie zdarza się też trafić na ten minimalny 0,001% – czyli osoby o mniej przyjaznym nastawieniu. Też tego kilka razy doświadczyłem, ale zawsze udało mi się spokojnie wyjść z tych sytuacji. Pierwszym krajem, w którym mocno wyczuwało się napiętą atmosferę społeczną, była Republika Południowej Afryki.

Ze względu na historię tego kraju?

Dokładnie tak. Nie tak dawna przeszłość tego społeczeństwa, szczególnie polityka apartheidu, która była stosowana tam w drugiej połowie XX wieku, ma wciąż silny wpływ na obecną sytuację. Podobnie jest w Kolumbii, gdzie system społeczny – zepsuty latami dominacji gangów narkotykowych – nawet dziś zmusza ludzi do robienia czegoś, czego w normalnej sytuacji nie musieliby robić. To właśnie tam zostałem okradziony z paszportu, dwóch telefonów, kart bankomatowych, dokumentów i gotówki. Ale udało mi się to wszystko zorganizować na nowo bez przerywania podróży – co powoduje u mnie satysfakcję, nie będę ukrywał. Czasem sam przypadkowo wprowadzałem samego siebie w trudniejsze sytuacje, jak na przykład na Hawajach, na tzw. schodach Haʻikū, przez wielu określanych jako „Stairway to Heaven”, czyli „schody do nieba”. To był naprawdę trudny szlak, który pokonywałem w swoich skromnych adidaskach – przez błoto, trzymając się lin, w końcu jakoś wlazłem na szczyt. Nie było lekko, ale dałem radę. Dzięki tym trudnym okolicznościom nabrałem jeszcze większej pewności siebie oraz uświadomiłem sobie, że w każdej sytuacji można sobie poradzić, zachowując spokój, zdrowy rozsądek i elastyczność umysłu.

Podczas podróży poznałeś różne kuchnie świata. Potrawy, której z nich skradły najbardziej Twoje podniebienie?

Niewątpliwie kuchnie krajów Azji Południowo-Wschodniej są niezwykłe. Bez względu na to, czy jesteś w Malezji, Tajlandii czy w Wietnamie, gdy wejdziesz do ulicznej knajpki, możesz być pewny, że jedzenie będzie smakowało obłędnie. Wyjątkiem w tamtym regionie są tylko Filipiny, gdzie nieodłącznym elementem ich kuchni jest ryż – dodawany dosłownie do wszystkiego. Po paru tygodniach miałem go już totalnie dość, więc wyobraź sobie moją radość, gdy w menu w Manili nagle zobaczyłem hot dogi! Od razu zamówiłem dwa. I wyobraź sobie moją minę, gdy obsługująca mnie pani przyniosła mi na talerzu dwie parówki… z ryżem. Bo tak wygląda filipiński hot dog, serio. Poza tym wyspiarskim krajem kuchnia Azji Południowo-Wschodniej jest według mnie naprawdę fenomenalna. Mocno polecam spróbowanie tam różnych egzotycznych potraw, dla nas dość dziwnych. Sporym wyzwaniem był dla mnie tzw. balut, tradycyjny w tamtym regionie świata. To jajko z lekko rozwiniętym zarodkiem kaczki, ugotowane na twardo. Przyznam, musiałem przed zjedzeniem wziąć kilka głębszych oddechów. Po prostu sobie to zracjonalizowałem, mówiąc sobie w głowie: ej, jeśli nie przeszkadza ci jedzenie jajka i nie przeszkadza ci jedzenie kaczki, to czemu masz problem z etapem pośrednim, między jednym a drugim? I w końcu się przełamałem, zjadłem. Smakowało dość standardowo, jak zwykłe jajko na twardo.

A kuchnia ugandyjska i tamtejszy rolex?

Oj tak, można go tam znaleźć na każdym kroku. Rolex to taki naleśnik z jajkiem, zwinięty w rulon, często z dodatkiem warzyw lub czegoś innego. Absolutnie nie ma to nic wspólnego z popularną marką zegarków. Tak się składa, że kilka tygodni temu miałem okazję znów go spróbować – rolexa była mi winna Dodo Knitter, mega popularna na Instagramie polska podróżniczka, której trochę pomagałem z formalnościami przy wjeździe z Ugandy do Rwandy. Umówiliśmy się wtedy, że kiedy oboje wrócimy do Polski, spotkamy się i na kolację wpadnie właśnie rolex. Pyszny był, muszę przyznać – dała radę!

Na Twoich kontach w mediach społecznościowych często pojawia się również temat piłki nożnej. Widziałeś jakieś wyraźne różnice w poziomie zaangażowania osób w piłkę nożną w różnych regionach świata?

Piłka jest obecna wszędzie. Nie trzeba jej szukać, serio – trafiasz na nią na każdym kroku. To jedna z moich obserwacji po tych 400 dniach. Istnieją oczywiście takie państwa i regiony, jak Australia czy Hawaje, Wietnam, Filipiny, gdzie futbol jest mniej popularny. Ale w zdecydowanej większości świata w piłkę gra się dosłownie w każdym miejscu – na ulicy, na plaży, na trawie, na piasku, na betonie, na błocie. Naprawdę wszędzie. Tą dyscypliną sportu niesamowicie żyje Ameryka Południowa, podobnie jest w znacznej części Afryki, także w Azji. Nawet w Indiach, gdzie króluje krykiet, piłka nożna jest bez wątpienia drugim najpopularniejszym sportem.

Podczas podróży miałeś okazję być na jakimś meczu?

Nawet na niejednym. W mojej pamięci szczególnie zapadł mecz argentyńskiego Boca Juniors. Miałem kilka punktów na mojej liście, które chciałem koniecznie zrealizować, a jednym z nich była właśnie wizyta na legendarnym stadionie La Bombonera w Buenos Aires. Gwar argentyńskich kibiców, którzy zaczynają wspólnie śpiewać na całym stadionie, to naprawdę coś niezwykłego. Nie spotkałem się wcześniej z czymś takim na żadnym innym stadionie na świecie. Podobnie było na słynnej Maracanie w Rio de Janeiro, gdzie obserwowałem mecz derbowy między Flamengo a Fluminense. Brazylijczycy są niesamowicie emocjonalnie zaangażowani w to, co dzieje się na boisku. Dla nich piłka nożna stanowi odskocznię od trudnego codziennego życia. Pozwala im oderwać myśli i na chwilę odseparować się od własnych problemów.

Jak zmieniło się Twoje postrzeganie świata po tej podróży?

Zawsze miałem otwartą głowę, ale były momenty, kiedy musiałem ją otworzyć jeszcze szerzej.

Gdzie najbardziej tego doświadczyłeś?

Zdecydowanie w Indiach, które uważam za najciekawszy kraj spośród tych, które odwiedziłem w trakcie tej podróży. Wszystkie moje zmysły były tam atakowane od samego początku. Hałas, przepychanki, różnorodne zapachy, smak smogu w ustach, wszechobecny tłum, konieczność utrzymania pełnego skupienia podczas spaceru ulicami, aby uniknąć zderzenia z tuk-tukiem czy wejścia w jakąś dziurę – to wszystko jest tam codziennością. Cały czas trzymasz koncentrację, non stop obserwujesz co się dzieje dookoła. Przyznam, jest to męczące, ale zarazem fascynujące. Bardzo nie lubię stwierdzenia, że coś jest „nienormalne” – przestrzegałbym przed używaniem takiego słowa. W Indiach, podobnie jak w innych miejscach na świecie, życie zorganizowane jest po prostu inaczej. Każdy ma swoje własne pojęcie tego, co jest dla niego „normalne” – wystarczy powiedzieć, że dla wielu ludzi z innych kontynentów styl życia przeciętnego Europejczyka też wydaje się niezrozumiały. I to nie znaczy, że życie w innych częściach świata jest gorsze – jest po prostu zupełnie inne.

Jakie rady dałbyś osobom, które pragną udać się w podróż dookoła świata?

Po pierwsze, moim zdaniem warto w życiu „robić rzeczy” – czyli podejmować wiele aktywności. Angażować się w różne zajęcia, spotykać się z ludźmi, zmieniać hobby, próbować nowych „zajawek”, a nawet zmieniać miejsca pracy i stanowiska. To pozwala na złapanie doświadczeń i takiego życiowego ogarnięcia, które potem bardzo przydaje się w takiej dużej podróży.

Po drugie, ważne jest, aby wyjechać w momencie, kiedy jest się na to faktycznie gotowym – życiowo i finansowo. Ja się bardzo cieszę, że ruszyłem w tę podróż mając 36 lat, a nie 19 czy 20. Moje dotychczasowe doświadczenia i przeżycia serio ułatwiły mi rozwiązywanie wielu spraw w trakcie tej trasy. A wyzwań nie brakowało, szczególnie gdy podróżuje się z tak skromnym budżetem jak mój – na poziomie 100-150 zł dziennie na wszystkie wydatki. Dla mnie ważne było to, że zgromadziłem wcześniej – przez prawie 18 lat pracy zawodowej – oszczędności, dzięki którym nie musiałem w trakcie tej podróży podejmować dodatkowej pracy zarobkowej. Mogłem w pełni skoncentrować się na jechaniu przez świat i obserwowaniu tego, jak ludzie organizują sobie życie w różnych jego częściach.

Trzecią i chyba najważniejszą radą jest to, żeby mieć na świecie bazę, do której zawsze możesz wrócić. Jeżdżąc po świecie spotykasz wielu podróżników, którzy są w trasie od kilku lat, zwiedzają kolejne kraje, mają mnóstwo wspomnień, dziesiątki pamiątek i tysiące zdjęć. Problem w tym, że nie mają ich komu pokazać. Kilka lat temu usłyszałem świetne zdanie: w podróżowaniu najważniejsze jest to, żeby mieć dokąd wracać. To dość nieoczywiste stwierdzenie, ale moim zdaniem bardzo prawdziwe. I sam zawsze będę się go trzymał.

Moim gościem był Filip Adamus – dziennikarz oraz były pracownik Rakowa Częstochowa, Canal+ i PZPN. W swojej podróży dookoła świata trwającej 400 dni odwiedził łącznie 27 krajów położonych na 6 różnych kontynentach.

Zobacz również: Wywiad z Anną Dudzińską – autorką reportażu „Dubaj. Miasto innych ludzi”

Peru, foto: Filip Adamus

Mecz Boca Juniors, foto: Filip Adamus

Melbourne w Australii, foto: Filip Adamus

Autor:

Wiktor Kusak

Student ekonomii pasjonujący się podróżami i pieszymi wycieczkami górskimi. Jego marzeniami są zwiedzenie Azji, a także przejechanie legendarnej Route 66.