Jest jednak pewien haczyk…, a nawet dwa. Zwrócimy bilet i odzyskamy pieniądze tylko na loty obsługiwane przez konkretny model samolotów. Gdzie? Dopiero na lotnisku!
Zdjęcie: materiały prasowe
Sytuacja ma związek z przeciągającym się procesem uaktywnienia Boeingów 737 MAX 200. Maszyny nie mają dobrej sławy ze względu na dwie katastrofy całkowicie nowych egzemplarzy. Model jest uziemiony od prawie roku. Ryanair miał dostać maszyny w kwietniu 2019 r. Okazuje się, że czas oczekiwania wydłuży się do… września 2020.
Początkowo bagatelizowano problem pasażerów, którzy nie chcieliby lecieć MAX-ami, ale akurat do ich lotu w ostatniej chwili przypisano właśnie ten model. W rozmowie z Simple Flying Michael O’Leary zmienił zdanie:
– Przez jakieś sześć miesięcy od momentu wprowadzenia MAX-ów będziemy musieli wprowadzić działania budujące zaufanie naszych pasażerów. Nie chcemy, aby ludzie czuli, że są uwięzieni w MAX-ach. Nie chcesz lecieć tym samolotem? Dobrze. Nie wsiadaj do samolotu, zabierz swój bagaż i dostaniesz od nas pełen zwrot pieniędzy – mówi.
Zobacz również: Kontrole samotnych muzułmanów? Nowy pomysł szefa Ryanair
Bilet zwrócimy dopiero gdy dowiemy się o zmianie samolotu naszego rejsu na jeden z Boeingów 737 MAX 200. Zwrotu dokonamy wyłącznie… na lotnisku – w ostatniej chwili przed wylotem.
Jak sam O’Leary widzi przyszłość MAX-ów?
– Jeśli samolot zostanie przywrócony do latania w Ameryce Północnej w lipcu lub sierpniu, Boeing dostarczy liniom pierwsze 450 samolotów, z których my dostaniemy 20 MAX-ów. Boeing twierdzi, że priorytet mają linie z największą liczbą zamówień, czyli Southwest, American, Ryanair i ktokolwiek jeszcze jest na tej liście. Myślę więc, że dostaniemy te samoloty we wrześniu lub październiku – mówi.
Zdjęcie: materiały prasowe
Źródło: Fly4free