Wywiad z Anną Dudzińską – autorką reportażu „Dubaj. Miasto innych ludzi”

W sierpniu 2022 roku nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazał się reportaż „Dubaj. Miasto innych ludzi” autorstwa Anny Dudzińskiej, dziennikarki Radia 357 oraz podcastu Raport o stanie świata. W wywiadzie dla nas Anna Dudzińska opowiada o swojej książce, a także o swoich doświadczeniach i spostrzeżeniach na temat życia w Dubaju, jak i w całych Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Dubai Marina, foto: Fredrik Öhlander/ Unsplash

Widok na Downtown Dubai, foto: Ishan @seefromthesky/ Unsplash

Widok za Burj Khalifa, foto: Arsalan Cheema/ Unsplash

Wiktor Kusak: Jak zaczęła się Pani przygoda z Dubajem?

Anna Dudzińska: Do Dubaju wyjechałam w 2015 roku. Scenariusz tego wyjazdu był dosyć typowy – mężowi zaproponowano tam pracę. Mogliśmy się przenieść, wynająć mieszkanie, a dzieci mogły chodzić do szkoły. Jednocześnie nie chciałam rezygnować z pracy zawodowej. Przez cztery lata pobytu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nadawałam korespondencje dla Polskiego Radia. Wcześniej przez wiele lat pracowałam w Polskim Radiu Katowice. Muszę przyznać, że Dubaj nigdy nie był miastem na liście moich marzeń wyjazdowych. Jednak to dzięki pobytowi w Emiratach udało mi się zrealizować wiele podróżniczych planów.

Jak wyobrażała Pani sobie to miasto?

Był to obraz miasta zbudowanego na pustyni, niedokończonego, przeskalowanego, pełnego wieżowców ze szkła i stali. Dość nieprzyjazny wizerunek pogłębiany przez opowieści mojego kolegi, który wylądował w Dubaju w czasie, gdy kończono budowę Burj Khalifa. Z jego opowieści zapamiętałam chodniki, które kończyły się wprost na pustyni. Do dzisiaj bez trudu można znaleźć tu ulice, które prowadzą donikąd i rozbudowujące się wśród piasków osiedla.

Czy podczas pobytu w Dubaju wracała Pani razem ze swoją rodziną do Polski?

Oczywiście. Dzieci chodziły do szkoły międzynarodowej w Dubaju, w której wakacje trwały od lipca do sierpnia. Dokładnie tak jak w Polsce. W tym czasie wracaliśmy do kraju, kto raz był w Dubaju w spiekocie, wilgoci i temperaturach sięgających pięćdziesięciu stopni nie powinien się dziwić.   

Co różni polskie uczelnie i szkoły od tych emirackich?

Niestety obawiam się, że wszystko.

Wszystko?

System nauczania, który przygotowuje dzieci do pamięciowego zdawania testów uważam za wyjątkowo szkodliwy. Polska szkoła nie uczy myślenia, a przeładowany program nie sprzyja pracom projektowym w grupie. W Emiratach znaleźć można różne typy szkół, także takie bezpłatne, dedykowane emirackim dzieciom. Z oczywistych względów moi synowie z takich szkół nie mogli korzystać. W samym Dubaju jest mnóstwo szkół międzynarodowych o profilu najczęściej amerykańskim i brytyjskim, ale są też szwajcarskie, niemieckie i francuskie. Dlatego też dzieci ekspatów, którzy przyjeżdżają z Europy, Ameryki czy Australii mogą kontynuować naukę w swoim własnym języku.

Co najbardziej wyróżnia szkoły międzynarodowe?

Przede wszystkim sposób przekazywania wiedzy. Nie jest to system testowo-egzaminowy. Dziecko samo dochodzi do wniosków, poszukuje odpowiedzi, współpracuje z kolegami i koleżankami, i jest prowadzone w taki sposób, by móc się w przyszłości odnaleźć na rynku pracy. 

A co z uczelniami?

Uczelnie to jest troszkę inna bajka. Wiele razy byłam gościem New York University w Abu Dhabi. To filia amerykańskiej uczelni, na której studiują ludzie z różnych krajów. Ale co najważniejsze przyjeżdżają tam profesorowie i wykładowcy z całego świata. Z racji tego, że jestem radiowcem, odwiedzałam tamtejsze studio radiowe, które było dużo lepsze niż to moje w Polsce. Takiego poziomu prawdę mówiąc się nie spodziewałam. I tak jest właściwie z każdą rzeczą, z niezwykłym campusem, komfortowymi akademikami, świetnie wyposażonymi pracowniami i biblioteką. Natomiast powszechne przekonanie jest takie, że na dobre studia Emiratczycy powinni wyjeżdżać za granicę. Edukacja na poziomie podstawowym i średnim jest bardzo dobra, a potem już jest troszkę gorzej. New York University to wyjątek. Za granice wyjeżdżają zarówno ekspaci, jak również Emiratczycy, którzy często wybierają uczelnie w Stanach Zjednoczonych oraz w Europie, za co zresztą oczywiście płaci rząd emiracki.

Czyli obywatele Zjednoczonych Emiratów Arabskich mają fundowany wyjazd na studia?

Tak, tak. Jednak naprawdę muszą się tam troszkę napracować. Lekceważenie sobie nauki może być równoznaczne z tym, że trzeba będzie oddać część pieniędzy, którą państwo wyłożyło na kształcenie studenta.

Co sprawiło Pani największą trudność po przeprowadzce do Dubaju?

Największym problemem była kwestia komunikacyjna. Bez samochodu w Dubaju właściwie trudno jest funkcjonować. Mieszkałam w Marinie, chyba najlepiej skomunikowanej dzielnicy, do której dociera metro, a jednocześnie funkcjonuje tam jedyna istniejąca w Emiratach linia tramwajowa. Jest jeszcze tramwaj wodny. To z resztą wyjątkowo niedoceniana atrakcja turystyczna, bo tramwajem dojechać można z Dubai Mariny do tak zwanego starego miasta i zapłacić stawkę jak za przejazd transportem publicznym. Myślę, że moi synowie byli jednymi z nielicznych, którzy ze szkoły wracali komunikacją miejską, co zdarza się wyjątkowo rzadko, bo dzieci są wożone autobusami szkolnymi albo samochodami przez rodziców.  Z metra na co dzień korzystają przede wszystkim turyści i pracownicy najemni z ubogich krajów Azji i Afryki, których jest w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wyjątkowo dużo. Wszyscy, którzy wypożyczają auto, muszą naprawdę uważać, bo sposób jeżdżenia kierowców i obyczaje na drogach pozostawiają wiele do życzenia.

Jakie minusy życia w Dubaju są najbardziej zauważalne?

Trudno mi odpowiedzieć jednym zdaniem, bo dla mnie Emiraty są bardzo niejednoznaczne. Cierpię, widząc różnice majątkowe i kontrasty w społeczeństwie. Mnie te nierówności i sposób traktowania pracowników z Indii czy Pakistanu bardzo doskwiera. Te różnice są dla mnie widoczne na każdym kroku, ale ktoś kto zarabia tysiące dirhamów najczęściej nie dostrzega tych, których płaca zasadnicza to dwa czy trzy tysiące. Emiraty są krajem rentierskim, opartym na przychodach z ropy naftowej. Władze tego kraju nie muszą się aż tak bardzo liczyć się z pieniądzem. To oczywiście w mniejszym stopniu dotyczy samego Dubaju, którego dochody pochodzą głównie z usług finansowych, dużego portu lotniczego, morskiego portu przeładunkowego i oczywiście turystyki.  

A plusy?

Do plusów na pewno należy zaliczyć szybki rozwój. Myślę, że niewiele jest takich miejsc na świecie, które tak duży postęp poczyniły w tak krótkim czasie. W którymś momencie, przy pierwszym lub drugim wyjeździe z Dubaju do stolicy emiratów Abu Zabi zdałam sobie sprawę, że to wszystko powstało w czasie mojego życia. To jest jednak imponujące. Gdy patrzy się na te budowle i konstrukcje, to trzeba spoglądać na nie z jakimś rodzajem podziwu i zachwytu, że komuś udało się tego dokonać. Nawet jeśli uważam, że w dzisiejszych czasach budowle ze szkła, betonu i metalu to działanie na szkodę naszej pogrążonej w kryzysie klimatycznym planety.  

W reportażu Dubaj. Miasto innych ludzi opisała Pani różne problemy zdrowotne tamtejszej ludności. Co Panią zaskoczyło najbardziej?

Zacznijmy od tego, że Emiraty są zaskakujące pod wieloma względami. Może medycyna nie jest najważniejsza, ale też zaskakuje. Jest dużo schorzeń genetycznych, wynikających z zawierania małżeństw wewnątrz rodzin, na przykład z kuzynostwem. Dlatego między innymi funkcjonuje tu rządowy Bank Genów. Cukrzyca, powszechna wśród Emiratczyków choroba, wynika między innymi z tego, że ludzie i ich organizmy musiały szybko przystosowywać się do nowych diet rodem z fast foodów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu dziadkowie współczesnych mieszkańców Dubaju żywili się na pustyni z rzadka upolowanymi zwierzęta, pili mleko wielbłądów, jedli daktyle, a teraz ich wnuki spożywają posiłki w restauracji McDonald ’s czy KFC. Trzy pokolenia i totalnie inne funkcjonowanie. W Europie nie mieliśmy tak błyskawicznego przejścia do żywności bardzo wysoko zmodyfikowanej, a tam właśnie to przejście nastąpiło bardzo szybko. Z tego też wynikają właśnie te ich różne problemy z otyłością i z cukrzycą.

W 2017 roku aż 70% państwowych szpitali nie posiadało międzynarodowych certyfikatów.

Ja bym się temu nawet nie dziwiła, to są sprawy, które oni sobie powoli rozwiązują. Jeszcze do niedawna bogaci Emiratczycy wyjeżdżali za granicę, żeby leczyć jakieś poważniejsze choroby. W tej chwili to zdarza się coraz rzadziej. Za to też płaci szejk. Opłacony jest nie tylko wyjazd pacjenta, ale także rodziny, która z nim podróżuje. Ale to się naprawdę zmienia i dzisiaj jest już na pewno inaczej. Z resztą wiele tych szpitali to są międzynarodowe placówki. Myślę, że w wielu miejscach jest lepiej niż w naszych szpitalach. Natomiast są takie przypadki, na które naprawdę nie pomoże żaden wysokospecjalistyczny i nawet najdroższy na świecie robot kardiochirurgiczny. Czasami kończy się tym, że część sprzętu, który Emiratczycy kupują od Europejczyków albo Amerykanów, leży sobie w pudłach, a brakuje podstawowych igieł.

Dla niektórych najwyższymi wartościami są dobra materialne, z kolei dla innych zdrowie i bezpieczeństwo najbliższych. Jak zareagowała Pani na historię Dani i jej rodziny, której wojna w Syrii wywróciła życie do góry nogami?

Jedna z bohaterek mojego reportażu z pochodzenia Palestynka mieszkająca w stolicy Syrii, Damaszku, opuściła swój dom, żeby uciec ze strefy wojny. W tym samym czasie musiała walczyć o swoje życie, była chora na nowotwór. Nic dziwnego, że dla niej najważniejszą rzeczą jest troska o rodzinę, a takie bezpieczeństwo i stabilizację znaleźli w Dubaju. Mnie to nie dziwi, bo wiem, że człowiek, który bardzo cierpi na samym końcu musi dbać o siebie i dobro swojej rodziny. Dubaj przez pewien czas był dla niej i jej rodziny – domem. Mieli jednak świadomość tego, że mogą tam zostać tylko na chwilę. Ich syn nigdy nie mógłby otrzymać emirackiego obywatelstwa. Aby móc dalej normalnie funkcjonować wyjechali do Europy, a dokładnie do Holandii. W związku z tym, że oboje są wysokiej klasy specjalistami, to w miarę szybko znaleźli pracę i osiedlili się. Rzadko spotyka się ludzi, którzy mają tyle samozaparcia i tak wielką wiarę w to, że intelekt jest w stanie pokonać wszystko. To są naprawdę ludzie, od których należy się uczyć.

Coraz częściej w mediach jest poddawany pod dyskusję temat przyszłości Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jak i samego Dubaju. Jak Pani myśli, jak będzie wyglądało największe miasto Emiratów za kilkadziesiąt lat?

Nie jestem w stanie wymyślić jak to miejsce będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat. Tyle rzeczy dookoła nas się zmienia. Gdy wyjeżdżałam ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, to mieszkania bardzo mocno taniały. Teraz, wraz z napływem Rosjan wyjeżdżających z kraju w związku z wojną w Ukrainie, bardzo mocno rosną. Są takie czynniki zewnętrzne, których nie da się przewidzieć. Przytoczę historię z wywiadu jaki przeprowadziłam ze starszym Emiratczykem, właścicielem salonów Mercedesa w Abu Dhabi. Pod koniec rozmowy zadałam mu pytanie – co wy zrobicie bez ropy? Odpowiadając zadał mi pytanie: a wy co zrobicie bez naszej ropy? Obywatele Zjednoczonych Emiratów Arabskich na pewno mocno myślą nad przyszłością kraju i poszczególnych miast, w tym Dubaju. Obecnie – jak mówiłam – bardzo niewielki procent gospodarki emiratu Dubaj oparty jest na wydobyciu ropy naftowej.

Reszta to głównie sektor finansowy i turystyka.

To się będzie pewnie też zmieniało. Dubaj jest pod wieloma względami zabezpieczony, z resztą kraju to nie jest tak oczywiste. Większym problemem od spraw finansowych mogą być nadmierne upały i niespotykane zjawiska atmosferyczne, do których może przyczynić się ocieplenie klimatu.

Jak Pani mogłaby zachęcić osoby, które planują wyjechać do Dubaju na urlop lub za pracą?

Być może ja w ogóle nie zachęcam do odwiedzin Dubaju… Chociaż jednocześnie uważam, że każde miejsce na świecie jest ciekawe. Warto jednak zdjąć okulary słoneczne turysty i spróbować się przyjrzeć się Emiratom z zupełnie innej perspektywy. Spróbować zobaczyć tamtą różnorodność, mieszankę ludzi, zrozumieć jak to państwo funkcjonuje oraz poprzyglądać się tamtejszej naturze, szczególnie pustyni.

Moim gościem była Anna Dudzińska – autorka reportażu Dubaj. Miasto innych ludzi. Przed laty związana z Polskim Radiem Katowice, obecnie dziennikarka Radia 357 oraz podcastu Raport o stanie świata.  

Pustynia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, foto: Ishan @seefromthesky/ Unsplash

Dubai Marina, foto: Ashim D’Silva/ Unsplash

Dubai Creek, foto: Nick Fewings/ Unsplash

Autor:

Wiktor Kusak

Student ekonomii pasjonujący się podróżami i pieszymi wycieczkami górskimi. Jego marzeniami są zwiedzenie Azji, a także przejechanie legendarnej Route 66.